niedziela, 24 maja 2009

Włamanie w dobrej wierze?

Żeby nie było, że tylko o polityce... ;) choć temat trochę się tego tyczy...

Szofer Buckingham Palace wpuścił na teren rezydencji Królowej Elżbiety dwóch dziennikarzy. Jeden z nich nawet przejechał się bentleyem :) Panowie sprytnie podali się za zamożnych przedsiębiorców z Dalekiego Wschodu, i dając 1000-dolarową zaliczkę szoferowi dostali się bez problemu do środka. Nawet strażnik w budce nie przejął się nimi zbytnio (może trwał w bezruchu, bo liczył na to, że uścisną mu dłoń, jak Obama). Sama Królowa była wtedy ponoć w domu, więc teoretycznie mogli dokończyć niespodziewaną wizytę, wypić herbatkę z Jej Królewską Mością i wyjechać nie wzbudzając podejrzeń. Ostatecznie dziennik przedstawił całe zajście, a teraz Scotland Yard wraz z pałacową ochroną dwoi się i troi, analizując procedury bezpieczeństwa i próbując na przyszłość zapobiec takiej sytuacji. No, bo co się stało, to się nie odstanie, i trzeba patrzeć przed siebie. "Wciąż naprzód i naprzód", czy jakoś tak.

W każdym razie, tak się zastanawiałem, czy w Polsce podobna akcja miałaby miejsce, i jakie byłyby jej konsekwencje. Nie udao mi się znaleźć potwierdzenia mych słów za pomocą Wujka Dobra Rada, ale była parę lat temu taka akcja w naszym kraju, że dwóch facetów z kamerą przeszło na teren lotniska przez dziurę w płocie, by udowodnić, że można się niejako "włamać" na teren lotniska bez żadnych kontroli etc. Skutek? Ich materiał został wyemitowany w telewizji, i władze lotniska wzięły się (mam nadzieję) za poprawę sytuacji. Skutek uboczny? Panowie mieli przegwizdane z racji włamania się i innych takich. I co z tego, że mieli dobre intencje.

U nas jakoś dobre intencje nie wystarczają. A jak inaczej ma zadziałać dziennikarz, chcący ukazać lukę w zabezpieczeniach? Przecież nie zadzwonimy do Królowej Elżbiety, żeby jej powiedzieć "Dzień dobry, włamiemy się do Pani, żeby pokazać, że ochrona jest do bani". I mniejsza o to, czy zarymujemy. Zresztą, nie dodzwonimy się nawet do niej, bo po pierwsze nie znamy numeru, po drugie - jeśli znamy - i tak odbierze ktoś inny. A zadzwonienie do szefa ochrony i poinformowanie go o chęci udowodnienia, że jego ochrona jest żałosna, to byłoby już nieporozumienie..

W Anglii więc można udowodnić błędy dotyczące ochrony i nie ponosić konsekwencji. A u nas?

2 komentarze:

  1. A tu u nas do takiej kultury jeszcze nie doszliśmy...

    OdpowiedzUsuń
  2. Tam po prostu wyczuli, że wina leży po ich stronie, a dziennikarze dokonują prowokacji dla dobra społeczeństwa. W Polsce na takie wyczucie jeszcze trochę poczekamy...
    W ogóle w GB istnieje piękne prawo - jeśli wejdziesz do pustego domu, nie używając przemocy (np przez otwarte okno) to możesz w nim mieszkać, aż właściciel nie uzyska nakazu eksmisji. W Polsce studenci tak psotępujący wylądowali by za kratkami. Tam jst to popularny sposób na życie w Londynie ;)

    OdpowiedzUsuń